*Natalia*
-Witam państwa - skinęłam w stronę moich dzisiejszych szefów. Państwo Burds są bardzo zamożni ale mają trójkę dzieci. Na szczęście zajmuję się dzisiaj tylko pięcioletnim Stanem.
-Witaj, Natalio.- Odpowiedzieli i ścisnęli moją dłoń. - Tutaj masz wszystko rozpisane, ale dla jasności, nie je deserów, połóż go spać po 21. Resztę chyba doczytasz, prawda?
-Tak.- przytaknęłam. Nagle zza ich pleców wyłonił się mały chłopczyk o karmelowych włosach oraz niebieskich oczach. Niepewnie podszedł do mnie wyciągając swoją drobną dłoń w moim kierunku.
-Cześć. Jestem Stan a ty? - spytał mrugając kilkakrotnie swoimi długimi rzęsami. Jak na pięcioletniego chłopca nie jest wstydliwy, co mnie zdziwiło. Większość dzieci w ich wieku zamykały się w pokojach, płakały, wołały za rodzicami. On był ich przeciwieństwem. Właśnie takie dzieci kocham.
-Natalia, miło mi cię poznać - chwyciłam jego wyciągniętą w moją stronę, małą rączkę i lekko potrząsnęłam w celu przywitania się z nim. Stan uśmiechnął się do mnie ukazując rząd śnieżno-białych zębów.
-To my będziemy się już zbierać - powiedział jego ojciec. Pożegnał się z synem i wyszli ze swojego apartamentu.
-Co będziemy lobić? - spojrzał na mnie z dołu Stan.
-A na co masz ochotę?
-Na lody?
-Nie możesz jeść deserów.
-Ploooose, na jednego małego loda - to jak wydłużył ,,o'' było słodkie. Nie mogłam odmawiać dzieciom dlatego piętnaście minut później jedliśmy lody na ławce w parku.
-Dziękuję ze mnie zablałaś - wyszczerzył sie chłopiec.
-Nie ma za co. Ale tylko powiedz coś rodzicom to już nigdy lodów nie będzie - po moich słowach oboje wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem.
-Ciociu?
-Tak?
-Muszę siku - uśmiechnęłam się do niego za słownictwo i ruszyliśmy w poszukiwaniu jakieś kawiarni.
***
-Pierwsze drzwi po prawo - powiedziała blondynka za ladą. Stan wszedł do ubikacji a ja czekałam przed drzwiami. Nagle na moim ramieniu znalazła się czyjaś dłoń. Odwróciłam się w kierunku napastnika i zobaczyłam wysokiego, umięśnionego bruneta o niebieskich oczach. Druga dłoń znalazła się na moich ustach. w ogromną siłą przygwoździł mnie do ściany.
-Louis - przywitał się chłopak. Szyderczo się uśmiechnął. Powoli zdjął rękę z mojej twarzy, czekając na mój ruch. Gdy chciałam zacząć krzyczeć szybko wpił się w moje usta. Swoje krocze coraz bardziej przyciskał do mojego biodra. Czułam jego powiększającą się z każdą sekundą, erekcje.
-Mam cię na oku, mała - mruknął mi do ucha i wpił swoje gorące usta w moją szyję pozostawiając czerwony ślad. -Widzimy się wieczorem. - odszedł mrugając okiem i całując mnie przelotnie w policzek.